jesteś na stronie klasztoru Harmęże

Wyszukiwarka
Wyniki wyszukiwania:
parafia | Figurka Matki Bożej zza drutów

Figurka Matki Bożej zza drutów

Figurka Matki Bożej zza drutów

W Centrum św. Maksymiliana w Harmężach, koło Oświęcimia znajduje się niepozorna, wystrugana w drewnie figurka Matki Bożej Niepokalanej. Nie byłoby nic szczególnego w tym fakcie, gdyż podobnych figurek zapewne są tysiące, gdyby nie okoliczności, w jakich ona powstała i to, że była związana z losami kilku osób. Ta niezwykła rzeźba Niepokalanej pochodzi z obozu koncentracyjnego KL Auschwitz i jest dziełem rąk Bolesława Kupca – więźnia nr 792, dlatego nazwano ją „Matką Bożą Oświęcimską” lub „Matką Bożą zza drutów”.

 

Bracia KupcowieBracia Kupcowie – było ich sześciu – za działalność konspiracyjną w ruchu oporu zostali aresztowani przez gestapo i osadzeni w KL Auschwitz. Ich dom rodzinny od pierwszych dni okupacji służył pomocą żołnierzom i oficerom polskim. Tu była przystań, a zarazem jedna z pierwszych komórek Polski Podziemnej. Zostali zdradzeni i wydani w ręce gestapo na pewną śmierć. 15 stycznia 1940 roku zostali aresztowani Bolesław i jego najmłodszy brat Antoni. Na drugi dzień Karol i Władysław, a na trzeci dzień aresztowano Józefa i Jana. W domu pozostali sami skatowani w czasie rewizji rodzice. Synowie wykazali niezwykły hart w czasie śledztwa, a w obozie odznaczali się szczególną dobrocią charakteru, spiesząc z pomocą słabszym więźniom, nawet w tamtejszych nieludzkich warunkach. W obozie byli członkami tworzącego się tam ruchu oporu.

Na początku listopada 1940 r. Niemcy urządzili w KL Auschwitz dużą stolarnię, z wydzielonym oddziałem rzeźbiarskim w oddzielnym baraku. W stolarni od samego początku pracował Władysław Kupiec. Był jednym z organizatorów pierwszych „piątek”, będących zalążkiem obozowego ruchu oporu. Pierwsze grypsy przenosili poza druty w tzw. „klockach” cywilni robotnicy zatrudnieni przy rozbudowie obozu. „Klocki” były płaskie, miały około 30 cm długości i 15 cm szerokości, w kształcie dwóch wydrążonych w środku deszczułek. Gestapo kontrolowało na bramie wychodzących robotników, więc przenoszenie ich wiązało się z wielkim ryzykiem. W stolarni pracował również m.in. ks. Kozłowiecki, którym więźniowie troskliwie opiekowali się i starając się go osłonić, wykonywali nieraz za niego robotę, o której oczywiście nie miał pojęcia. Równie troskliwie dbali o mistrza Ksawerego Dunikowskiego. Według relacji współwięźniów, w tej „akcji życzliwej pomocy” wyróżniali się bracia Kupcowie. Dwaj młodsi bracia Kupcowie – Bolesław i Antoni – pracowali w rzeźbiarni. Bolesław był rzeźbiarzem figuralnym. Fizycznie najsłabszy z braci, odznaczał się szczególną wrażliwością. Ukończył Państwową Szkołę Przemysłu Drzewnego w Zakopanem. Jego kolegą w szkole był znany rzeźbiarz, Antoni Kenar. W chwili aresztowania miał 27 lat. Dwudziestoletni Antoni ukończył Państwową Szkołę Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Krakowie. W rzeźbiarni i stolarni pracowało łącznie przeszło 60 więźniów. Gestapowcy z kierownictwa obozu zlecali więźniom wykonywanie artystycznych pamiątek, co przedłużało im życie, gdyż dzięki temu pracowali pod dachem, w lepszych warunkach. Było wśród nich wielu Podhalan, gdyż górale są w tym kierunku szczególnie uzdolnieni i przekazują tę sztukę następnym pokoleniom. Oczywiście po pracy więźniowie wracali do ogólnych baraków i brali udział w znanych, morderczych apelach. Ich bezpośrednim dozorcą w rzeźbiarni był Niemiec, Oberkapo Balke. Wszelkie przewinienia były karane chłostą, wykrycie „zbrodni” groziło egzekucją. „Zbrodnią ” było niewątpliwie wyrzeźbienie figurki Matki Boskiej i ukrywanie grypsów w klockach, które w późniejszym etapie wynosiło za druty Arbeitskommando, idąc do pracy na zewnątrz obozu i wyrzucało w umówionych miejscach. Podnosiły je łączniczki AK i przekazywały na plebanię, skąd wiadomości obozowe wysyłane były, przez Kraków, do naczelnego dowództwa AK. Tak wyglądała pierwsza łączność obozu z wolnym światem.

Figurka Matki Bożej Niepokalanej, którą Bolesław Kupiec wyrzeźbił w KL Auschwitz jest wyrazem jego ucieczki od tamtejszej strasznej rzeczywistości w świat Piękna i Dobra. Twarz Matki Boskiej jest skupiona i smutna, Jej płaszcz z kapturem na plecach przypomina opończę, przepasana jest góralską krajką, a wieńcząca Jej głowę gwiaździsta korona również zawiera motywy góralskie. Skośne fałdy Jej szaty znamionują ruch i są typowe dla nowych prądów rzeźbiarskich lat trzydziestych, których zwolennikiem był Antoni Kenar. Z dłoni Matki Boskiej spływają promienne łaski, wkomponowane w fałdy płaszcza.

Figurka Matki Bożej Niepokalanej miała specjalne zadanie. Bolesław Kupiec wyrzeźbił ją z lipowego klocka. Wydrążył otwór i umieścił gryps. W obozie figurkę Matki Boskiej zamykał mahoniowym kołeczkiem Władysław Kupiec, pracujący w stolarni. Niemcy dobrze wyposażyli stolarnię i rzeźbiarnię sprzętem i narzędziami zrabowanymi z warsztatów księży salezjanów w Zakopanem. Można więc było figurkę wypolerować i pociągnąć pokostem.

 Włożony do środka gryps również miał specjalną treść. Na jednej stronie Bolesław napisał: „Tę karteczkę powierzam w opiekę Matce Boskiej i niech nas nadal ma w swojej opiece”, a z drugiej strony kartki: „Prosimy o pomoc dla naszych rodziców, którzy pozostali bez opieki, gdyż sześciu synów jest zamkniętych od 17 I 1940 r. Tę figurkę wykonał jeden z tych synów. Adres: Kupcowie, Poronin k. Zakopanego, ul. Kasprowicza 7”.

 Bolesław Kupiec przetrwał w kaźni oświęcimskiej do października 1941 roku, po czym wskutek następnego donosu zostało wznowione śledztwo przeciwko sześciu braciom Kupcom. Przewieziony do gestapowskiego śledczego więzienia w hotelu „Palace” w Zakopanem, Bolesław bohatersko wziął ciężar winy na siebie. Jako dowód służyć może gryps, który napisał w tym czasie do potajemnie opiekującej się nim znajomej:„…niech Bóg wam wynagrodzi za to. Głodny już teraz nie jestem, nawet mnie dużo przybyło i siły nabieram na nowe bicie. Ale trudno, taki los mój. Dziękuję za pociechę – ale niestety koniec się zbliża i tylko koniec wojny może wyratować nas. Otóż ja całą winę wezmę na siebie i będę chciał Władka ratować, tak samo w domu niech wszystko robią, żeby Władek wyszedł na wolność, gdyż on tak pragnie żyć i ma dla kogo żyć. A ja życie miałem bardzo fatalne… a śmierć to będzie koniec mojemu cierpieniu. A mojej śmierci nie będzie się musiał nikt wstydzić… Mam jedno jeszcze pragnienie ucałować matuli rączki i proszę Ją; żeby przebaczyła mnie, że na takim skrawku, ale warunki więzienne… Serdeczne pozdrowienia ślę Wam i Matuli Waszej; moją Matulę całuję i familię pozdrawiam Bolek”.

Siostra Wencjana Władysława Rusek ze Zgromadzenia Sióstr Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego przez całą okupację pracowała w szpitalu w Zakopanem, gdzie Niemcy przywozili zmasakrowanych torturami więźniów w hotelu „Palace”, żeby ich podleczyć przed dalszym śledztwem. Siostra pomagała w ucieczkach żołnierzy AK ze szpitala i z całą serdecznością opiekowała się ofiarami gestapowskich śledztw. Ile taka serdeczna opieka znaczyła, świadczą słowa z grypsu Bolesława Kupca: „…cieszę się, że jest jeszcze ktoś, kto się interesuje mną…”. Do Matki Bolesław zwraca się: „…proszę Ją, żeby mi przebaczyła, że tyle cierpień ma przeze mnie i tyle nieszczęść. Ale poszedłem za głosem serca – kochać Ojczyznę”. Są to bardzo proste, zwykłe słowa, ale są wyrazem góralskiej wierności dla Polski.

Wątły, wrażliwy Bolesław Kupiec przeszedł straszliwe tortury i zmarł, zakatowany w śledztwie 4 marca 1942 roku. Karol Kupiec został rozstrzelany w Auschwitz 10 1ipca 1942 roku. Józef Kupiec zginął na morzu koło Lubeki, w katastrofie zbombardowanego statku „Cap Arcona” 5 maja 1945 roku. Przeżyli trzej bracia Władysław, Jan i Antoni.

Zaraz po wyswobodzeniu bracia Kupcowie nawiązali kontakt z powstałym po wojnie muzeum KL Auschwitz – Birkenau w Oświęcimiu. Dowiedzieli się tam, że wszystkie grypsy wysyłane przez nich w klockach dotarły do miejsca przeznaczenia. Nie odnalazła się tylko figurka Matki Bożej Niepokalanej. Bracia szukali jej przez długie lata, bezskutecznie. I dopiero w trzydzieści lat później, w dniu 28 października 1971 r., figurka odnalazła się u ks. kanonika Władysława Grohsa, w Wieliczce.

Dawny kolega obozowy, Karol Świętorzecki, wstąpił do Władysława Kupca, jadąc z Zakopanego do Wieliczki. Wśród innych obozowych wspomnień Władysław nadmienił o figurce, tak drogiej dla nich pamiątce rodzinnej: „Najświętsza Panienka poszła za druty, ale nigdy się nie odnalazła” – powiedział. Karol Świętorzecki jechał wtedy do ks. kan. Grohsa ze swymi przyjaciółmi, Zofią i Romanem Sroczyńskimi, w innej sprawie związanej z KL Auschwitz.

  W długiej rozmowie z ks. Grohsem, już w Wieliczce, wspomniał o figurce. I wtedy nagle, po trzydziestu latach, odnalazła się figurka „Matki Bożej zza drutów”. Okazało się, że łączniczki przyniosły ją księdzu Grohsowi, ówczesnemu wikaremu na plebani w Oświęcimiu, który jednocześnie prowadził pośredni punkt kontaktowy między obozem oświęcimskim i władzami AK w Krakowie . Ponieważ grypsy przerzucane były normalnie w z grubsza wykonanych klockach, ksiądz Grohs nie spodziewał się, by taki gryps zawierała także artystycznie wyrzeźbiona figurka. Pozostawała na jego biurku do końca okupacji, mimo gestapowskiej rewizji na plebani i aresztowania ks. Grohsa, który również znalazł się w Oświęcimiu.

 W dniu 19 listopada 1971 roku, w obecności zebranych świadków oraz delegacji Muzeum Oświęcimskiego Władysław Kupiec otworzył figurkę i usiłował odczytać tekst zawartej w niej kartki. Ze wzruszenia nie mógł tego dokonać i przyjaciele przyszli mu z pomocą. Ks. Grohs tak gorąco przywiązał się do figurki, że nie oddał jej rodzinie Kupców.

Po beatyfikacji o. Maksymiliana Kolbego rozpoczęły się uroczystości Roku Maksymilianowskiego w Polsce i wśród wielu miejsc, gdzie pamięć hero-icznego franciszkanina czczono było miejsce jego męczeństwa – dawny obóz KL Auschwitz. W czasie Mszy św. przy prowizorycznym ołtarzu w Brzezince w dniu 15 października 1972 roku, ks. Prymas kard. Stefan Wyszyński w okolicznościowym kazaniu – trzymając figurkę wyrzeźbioną przez Bolesława Kupca – wyjaśnił jej pochodzenie. Ks. Władysław Grohs zmarł 21 grudnia 1977 roku. W testamencie prosił o przekazanie figurki „Matki Bożej Oświęcimskiej” do Niepokalanowa, by Jej kult związać z osobą „Szaleńca Niepokalanej” i męczennika ziemi oświęcimskiej.

 Może uczynił to pod wrażeniem podobieństwa ofiary życia, złożonej przez Bolesława Kupca, z ofiarą ojca Maksymiliana. Klasztor niepokalanowski przekazał figurkę do Centrum św. Maksymiliana w Harmężach, gdyż to miejsce jest dla „Matki Bożej zza drutów” najbardziej odpowiednie.

Tym samym rzeźba górala – więźnia stała się symbolem zwycięstwa „przez miłość, która ożywia wiarę aż do granic ostatecznego świadectwa”.

podziel się:
Arkadiusz Bąk OFMConv
może ci się spodobać: