Błękitne niebo, świergot ptaków, ciepły zefir, grzejące, rozweselające promienie słońca – zupełnie nieobecne. Zamiast nich deszcz, przez chwilę roztapiający się natychmiast śnieg, błoto, znużone słońce niemogące przebić się przez ciężkie chmury, zdaje się, że bardziej zawieszające ciemność nocy, niż je rozpraszające. Ta aura towarzyszyła nam w KL Auschwitz, niejako uzupełniając opowieść przewodników i wykładowców, służąc za odpowiednie tło dla baraków obozu I oraz ruin Birkenau.
Nie chcę podawać planu naszych trzech dni w Oświęcimiu i Harmężach, bo nie chcę by relacja stamtąd zmieniła się w sprawozdanie lub protokół. Po co one? Nie warto usztywniać dziś języka formalizmem raportu, gdy mowa o przeżyciach i refleksjach. Nie chcę też popadać w przesadną lirykę. Stąd mówienie na około, mówienie, że coś jest, zamiast jakie jest – bo słowa często nie wystarczają, tym bardziej słowa spisane dla rzeczywistości ciągle żyjącej i pracującej wewnątrz człowieka.
Zaczęliśmy od zwiedzania obozu KL Auschwitz I, macierzystego, gdzie znajduje się znany napis ARBEIT MACHT FREI. Przechodziliśmy między setkami zdjęć więźniów, kobiet i mężczyzn, różnych stanów, narodowości, wieku, różnych twarzy, imion, numerów, które tatuowano im na piersi lub przedramieniu. Część z nich miała miny obojętne, apatyczne, czasem wyniosłe, jakby ponad niedorzeczną rzeczywistość dokoła, a część była pogodna, jakby, jakby widząca piękny dzień. Skąd łagodność w spojrzeniu i subtelna radość na dnie oczu pośród koszmaru?
Skąd religijne pieśni zamiast krzyku przekleństw w celi śmierci? Skąd pokój ducha w męczeństwie franciszkanina o. Maksymiliana M. Kolbego? Byliśmy też i tam, w podziemiach bloku nr 11, przechodząc przy ciemnym, ciasnym loszku katowni, który stał się sanktuarium miłości ofiarnej.
Modliliśmy się przy ścianie śmierci już w mroku listopadowej nocy. przechodziliśmy przez obozowy szpital, który w rzeczywistości był antytezą swej definicji. Rezydował tam m.in. osławiony doktor Josef Mengele, który Krankenhaus uczynił domem choroby, rozpaczy, bólu i śmierci. Ciężko mi przytaczać jego czyny, eksperymenty na dorosłych i dzieciach, zwłaszcza bliźniętach – wstrzykiwanie zdrowym ludziom ropy chorych, strylizacja, hipotermia, akcje chirurgiczne bez znieczulenia etc. W krtani więźnie krzyk bezsilności: Mengele zmarł w Brazylii w czasie kąpieli w oceanie w 1979 r. Uciekł zabierając ze sobą dokumentację swoich zbrodniczych eksperymentów do Ameryki Południowej, gdzie w spokoju dożył końca swych dni; do końca życia nie odpowiedział za cierpienie i śmierć tysięcy ludzi, w tym najmłodszych.
Gdzie był Bóg? Słyszeliśmy historię pewnego apelu, gdy miano zadać to pytanie w szeregu. Więźniowie stoją równo, muszą oglądać wieszanie chłopca. Gdy ten jest w przedłużającej agonii, słychać przepełniony goryczą szept: I gdzie jest ten wasz Bóg? Również szeptem pada odpowiedź: Tam kona.
Logika Krzyża jest najdziwniejszą rzeczą chrześcijaństwa, która jest głupotą i zgorszeniem. Jak mogę się mądrzyć na ten temat, siedząc w klasztorze, gdzie nikt mnie nie bije, nie głoduję, nikt mi nie odmawia człowieczeństwa, nie grozi mi śmierć w każdej minucie – czy z rąk kapo, oficerów czy od choroby lub głodu? Trochę mogę, póki staram się zachować w tym pokorę, bo widzę świadectwa męczenników, którzy mówią za mnie, choćby wspomniany o. Maksymilian lub św. Teresa Benedykta od Krzyża (znana też jako Edyta Stein, karmelitanka) lub wielu innych, często bezimiennych.
Logika Krzyża, pokazana przez wspomnianych pomaga mi w mojej codzienności – o. Maksymilian uczynił śmierć głodową w świętym postem, czy więc ja nie mogę sobie odmówić trochę jedzenia? Znosił bicie i poniżanie za zupełną niewinność, czy nie mogę więc znieść ostrego słowa współbrata? Znosił wszystko, czy ja nie mogę choć troszeczkę?
Byliśmy kolejnego dnia w obozie Birkenau. Transporty ludzi, komory gazowe, Sonderkommando, piece, niegasnące piece.
Wysłuchaliśmy wykładów dra Piotra Setkiewicza KL Auschwitz w systemie niemieckich obozów koncentracyjnych o ewolucji aż do obozu zagłady, Teresy Wontor-Cichy o prześladowaniach zakonników, zakonnic i księży w KL Auschwitz oraz ks. dra Manfreda Deselaersa o Rudolfie Hoessie, budowniczym i komendancie KL Auschwitz. Z pierwszego i ostatniego wykładu wyłania się ta dziwna i straszna twarz przemysłu śmierci, już pochłoniętego nie niskim sadyzmem (który istotnie przesycał rzeczywistość więźniów, a o czym mówiła m.in. p. Wontor-Cichy), lecz abstrakcją, liczeniem wydajności, zatroskaniem o jakość.
Rozwinięciem prelekcji o duchowieństwie w Auschwitz był film Czas wielkiej próby, który traktował o kapłanach w Dachau. Prześladowanie za wiarę, zmuszanie do wyparcia się Chrystusa – to nie czasy cesarza Dioklecjana ponad półtora tysiąca lat temu, ale rzeczywistość obozów sprzed 80 lat. Profanacje, upokorzenia, tortury, morderstwa.
W końcu dzieła Mariana Kołodzieja w podziemiach harmęskiego kościoła braci franciszkanów. Rezerwat myśli i przeżyć złapanych czarnym tuszem i kolorem. Nie może mi przejść przez gardło wyraz wystawa, jako zupełnie nieadekwatny, podobnie jak wernisaż lub podobne, sugerujące doświadczenie kultury wysokiej w galerii, akt empirii estetycznej – to, jak sam tytuł mówi, Klisze pamięci i Labirynty życia młodego i starego Mariana Kołodzieja. Memling, Durer, Apokalipsa, Pasja… Auschwitz pokazane już nie naturalistycznie, lecz adekwatnie, już niejako surrealistycznie, bo i tamta rzeczywistość była surrealistyczna, niemożliwa, bo to wszak niemożliwe, by coś tak potwornego mogło istnieć… A jednak istniało. By oddać charakter Labiryntów Kołodzieja nie mam słów, a nie chcę popadać w jałową dezynwolturę, niezrozumiały patos, który śmieszy. Może dam radę w przyszłości coś o tym napisać i załączyć.
Za to dziś usilnie zachęcam Cię czytelniku, byś tam się wybrał. Przystanął nad bólem i niesprawiedliwością. Nową drogą krzyżową, w której przemocą niemieckiej III Rzeszy świat musiał uczestniczyć.
Wszystko skończyło się Mszą Świętą na terenie KL Auschwitz I, w baraku dawnej pralni, której uczestniczyliśmy wszyscy, przeszło 120 braci z seminariów z Łodzi-Łagiewnik i Krakowa: franciszkanie konwentualni, brązowi i kapucyni, nawet trzech cystersów. Dlaczego dopiero teraz wspominam, ilu nas było i skąd? By o żywych opowiadać na końcu, po śmierci; by przypomnieć, że po śmierci jest życie.
Wyżej padło pytanie: Gdzie był Bóg? Już wiemy. A gdzie były rządy, gdzie były służby, by rozliczyć Mengelego i pozostałych hitlerowców? A stalinowców?
W końcu gdzie byliśmy i gdzie jesteśmy my? Gdzie jesteśmy ja – i Ty?
br. Mateusz Polikarp
artykuł pochodzi z seminariumfranciszkanskie.pl/auschwitz-17-19-listopada-2023