Wyszukiwarka
Wyniki wyszukiwania:
klasztor | Transitus św. Maksymiliana

Transitus św. Maksymiliana

Kapłan ubrany w czerwoną kapę oraz asysta udają się do miejsca przewodniczenia. ORGANISTA śpiewa pieśń „W habicie franciszkańskim”

Kapłan: W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Wszyscy: Amen.
Kapłan: Pan z Wami.
Wszyscy: I z duchem Twoim.

Kapłan: Drodzy bracia i siostry. Gromadzi nas dzisiaj na wspólnej modlitwie wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego – franciszkanina. 70 lat temu 14 sierpnia 1941 r. w wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej, umierał w bunkrze głodowym Bloku 11 niemieckiego obozu oncentracyjnego Auschwitz wierny czciciel Niepokalanej i syn św. Franciszka – Ojciec Maksymilian Maria Kolbe. Tym, którzy patrzyli na jego śmierć wdawało się wówczas, że przegrał swoje życie, a zwycięzcami są jego kaci i oprawcy. Dziś po 70 latach nikt już nie pamięta ich imion. Prawdziwym zwycięzcą i bohaterem okazał się o. Maksymilian, o którym bł. Jan Paweł II powiedział, że „nie zginął, ale oddał życie”, nie umarł, a narodził się dla nieba. Rozpocznijmy nasze uroczystości nabożeństwem upamiętniającym ostatnie chwile życia św. Maksymiliana. Wsłuchajmy się w opis jego męczeńskiej śmierci, aby lepiej zrozumieć jego ofiarę miłości.

LEKTOR GŁÓWNY Męka Świętego Maksymiliana Marii Kolbego, franciszkanina, według dokumentów, zeznań i świadectw.

LEKTOR 1
W roku 1939 od narodzenia Chrystusa Pana, dwóch wielkich zbrodniarzy podniosło niesłychane prześladowanie na narody Europy. Jeden z nich Adolf Hitler. Drugi z nich Józef Stalin. Pierwszy zaczął od napaści na narody Czechów i Słowaków. Potem zaś z wielkim okrucieństwem rzucił się na naród Polski, w czym wspomógł go i drugi zbrodniarz. Wydali oni wojnę wojskom i ludności cywilnej, mężczyznom i kobietom, starcom i dzieciom; zabijali, torturowali, więzili, wypędzali, zsyłali, głodzili; burzyli i palili miasta i wioski; wysadzali mosty, rozrywali bombami drogi i tory kolejowe, niszczyli zasiewy, zatruwali studnie. Już rozciągnęli swoje panowanie nad Polską, Adolf Hitler nad jej zachodnią połową, a Józef Stalin nad wschodnią. Już skazali na zagładę Polaków, których albo przerabiali na swoich niewolników, albo tracili. Gdy już tego dokonali, przystąpili do całkowitego wyniszczenia Żydów i Cyganów, a następne straszne zbrodnie mieli w planach.
W tym to strasznym czasie, dnia 17 lutego Roku Pańskiego 1941, przybyli Niemcy pod bramy klasztoru franciszkańskiego w Niepokalanowie i zażądali widzenia ojca Gwardiana. Który to Gwardian, ojciec Maksymilian Kolbe, był mężem znamienitym, pobożnym, wsławionym szczególnym nabożeństwem do Najświętszej Marii Panny Niepokalanie Poczętej. W całym narodzie, i owszem, na całym świecie, otoczony był wielką czcią, jako dobry pasterz, misjonarz, wydawca katolickiej prasy, przełożony wielkiego klasztoru. Przy zapisywaniu go do ewidencji w więzieniu gestapowiec powiedział do ojca Kolbego…
LEKTOR 2
Ihr Name ist Kolbe?
LEKTOR 1
Co się tłumaczy: Twoje nazwisko jest Kolbe?
LEKTOR GŁÓWNY
Tak. Nazywam się Kolbe.
LEKTOR 2
To pewnie jesteś Niemiec.
LEKTOR GŁÓWNY
Jestem Polakiem.
LEKTOR 2
Z takim nazwiskiem możesz podać się za Niemca.
LEKTOR GŁÓWNY
Nie. Nie uczynię tego.
LEKTOR 2
Albo za Volksdeutscha. No jak? Zapisać cię?
LEKTOR GŁÓWNY
Nie.
LEKTOR 2
Jeszcze pożałujesz.
LEKTOR 1
I zapędzili go do celi. A było to małe pomieszczenie, oznaczone numerem 103, w którym dawniej trzymano sześciu, a teraz stłoczono przeszło dwudziestu więźniów. Pewnego dnia wszedł do celi oficer SS, w randze Scharführera, i zobaczywszy wśród więźniów zakonnika w habicie, kazał mu podejść, schwycił za krzyż różańca, który każdy franciszkanin nosi widomie i zawołał…
LEKTOR 2
Glaubst du daren?
LEKTOR 1
Co się tłumaczy: Ty w to wierzysz? A ojciec Maksymilian odpowiedział spokojnie…
LEKTOR GŁÓWNY
Wierzę.
LEKTOR 1
Wtedy Niemiec uderzył go w twarz tą samą pięścią, w której trzymał krzyżyk różańca, rozkrwawiając mu nos i wargi. I zawołał znowu:
LEKTOR 2
A teraz wierzysz w to, ty klecho?
LEKTOR 1
A ojciec Maksymilian odpowiedział łagodnie i niewzruszenie…
LEKTOR GŁÓWNY
Wierzę.
LEKTOR 1
Wtedy Niemiec uderzył go jeszcze raz w twarz pięścią, tak iż ojciec Maksymilian cały zalał się krwią. A Niemiec zawołał bardzo głośno…
LEKTOR 2
A teraz jeszcze w to wierzysz?!
LEKTOR 1
Odpowiedział ojciec Maksymilian…
LEKTOR GŁÓWNY
Wierzę.
LEKTOR 1
Na to Niemiec uderzył go jeszcze raz z taką siłą, że ojciec Maksymilian upadł na kamienną posadzkę celi. Inni więźniowie, stłoczeni blisko dla ciasnoty miejsca, zaczęli na Niemca napierać i groźnie szemrać. Co zobaczywszy, bez słowa wypadł z celi zatrzaskując jej drzwi żelazne. A więźniowie schylili się do leżącego ojca Maksymiliana, twarz mu ocierali, pocieszali, a jeden z nich powiedział…
LEKTOR 2
Jeśli ten jeszcze raz tu przyjdzie to go zabiję.
LEKTOR 1
Na to ojciec Maksymilian odezwał się głosem mocnym, mimo pobicia…
LEKTOR GŁÓWNY
Nie, bracie! Nie wolno za krzywdę odpłacać krzywdą. Wszystkie cierpienia trzeba ofiarować Jezusowi Chrystusowi cierpiącemu i Matce Jego Bolesnej, Niepokalanej.
LEKTOR 1
Po trzech miesiącach i jedenastu dniach od uwięzienia, 28 maja 1941 roku, ojciec Maksymilian, wraz z 303 innymi więźniami, został zaprowadzony na warszawski dworzec kolejowy, wsadzony do bydlęcego wagonu i przewieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz pod miastem Oświęcimiem. A był ten obóz przeznaczony do wyniszczania Polaków wszelkich stanów, a przede wszystkim znacznych, tych, którzy ducha narodu podtrzymywali. Panowały w obozie tym żałosne warunki, jak to głód, brud, zarazy, i praca ponad siły, a do tego znęcanie się i bicie, torturowanie i zabijanie wedle woli i fantazji niemieckich oficerów oraz dozorców, zwanych „kapo”, a byli to w większości niemieccy kryminaliści – mordercy, sadyści, zboczeńcy – specjalnie tam sprowadzeni z Niemiec do nadzoru i męczenia więźniów. Którzy to więźniowie byli zamęczani w czasie pracy, wybierani na tortury, na rozstrzelanie lub powieszenie, na zagłodzenie.
Gdy esesmani i dozorcy kazali więźniom wychodzić z wagonów, bijąc ich i kopiąc, zaraz pognali ich ku bramie obozowej z napisem „Arbeit macht frei”, co się tłumaczy „Praca czyni wolnym”, a był to napis szyderczy, bowiem praca w Auschwitz prowadziła nie do wolności, ale do śmierci. Potem więźniów wepchnęli do tak przez nich nazywanej łaźni, a był to brudny barak, gdzie spędzili noc. Wczesnym rankiem kazali im się rozebrać do naga i oddać swoje rzeczy i buty, a potem przepędzili ich pod kranami lodowatej wody i kazali ubierać się pospiesznie w leżące tam na podłodze, poplamione krwią, ubrania więzienne zdarte z poprzednio zabitych, i buty na drewnianej podeszwie, albo chodaki nakładać.
Zapisali ich wszystkich do ksiąg obozowych, dając każdemu numer, który miał od tej chwili być jedynym imieniem i nazwiskiem więźnia, to jest po niemiecku häftlinga. I tak stanął ojciec Maksymilian Kolbe w biało-niebieskim obozowym pasiaku, z czerwonym trójkątem naszytym na piersi, co oznaczało, że to jest więzień polityczny, na którym było „P” co oznaczało, że jest to Polak, oraz numer 16 670.
Do całego transportu przemówił Lagerführer, to jest kierownik obozu, Haupts-turmführer Karl Fritzsch, członek NSDAP, to jest Narodowo-Socjalistycznej Partii Robotniczej Niemiec, numer 261135 i członek Schutzstaffel, to jest sił zbrojnych tejże partii, zwanych SS, numer 7287.
LEKTOR 2
Przyjechaliście tutaj nie do sanatorium, ale do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Stąd jest tylko jedno wyjście – przez komin krematorium. A jak się to komuś nie podoba, to może zaraz iść na druty, które są pod wysokim napięciem. Ci, z was, którzy są Żydami, mają prawo żyć nie dłużej jak dwa tygodnie. Księża mogą żyć jeden miesiąc. Reszta trzy miesiące.
LEKTOR 1
A ojciec Maksymilian modlił się cały czas, i za ofiary, i za katów. Zaraz potem wszystkich nowo przywiezionych dozorcy zapędzili do bloku numer 18, gdzie spali oni stłoczeni wprost na betonowej podłodze, na cienko rozrzuconej słomie, która już po kilku nocach zamieniła się z brudną sieczkę; dokuczały roje wszy i much; zapierał dech straszny fetor. Rano dawali im do picia – „kawę” zbożową, lub „herbatę” z ziół. W południe więźniowie dostawali miskę wodnistej zupy, zwanej „avo”, w której pływały czasem małe kawałki ziemniaków, czy brukwi, kilka ziarenek kaszy, czy zlepionej mąki. Wieczorem zaś jedną pajdę gliniastego chleba, czasem z jakimś dodatkiem, częściej bez niczego. Zaraz na trzeci dzień morderca Lagerführer Fritzsch i rozkazał na apelu porannym…
LEKTOR 2
Klechy, wystąp! Za mną, marsz!
LEKTOR 1
I wystąpili księża, a było ich w tej grupie kilkunastu. I powiódł ich Lagerführer do komanda, to jest grupy roboczej, zwanej „Babice”, od nazwy wioski, w której to komando pracowało, a kapo był tam znany z okrucieństwa „Krwawy Krott”. I powiedział do niego Lagerführer…
LEKTOR 2
Krott, masz tu oddział Schwienerische Pfaffen…
LEKTOR 1
Co się tłumaczy: świńskich klechów…
LEKTOR 2
To darmozjady, pasożyty, lenie. Naucz ich jak się pracuje.
LEKTOR 1
A Krott, ze złym uśmiechem na twarzy, odpowiedział…
LEKTOR 2
Już ja się nimi dobrze zaopiekuję, Herr Lagerführer!
LEKTOR 1
I odszedł Lagerführer, a kapo Krott powiódł komando na łąki wsi Babice, około cztery kilometry od Auschwitz i tam kazał im budować ogrodzenie pastwiska dla bydła. Musieli nosić słupy, belki, gałęzie z odległego o pół kilometra lasu, cały czas biegiem, do czego zmuszał ich kapo przekleństwami, biciem i kopaniem, wciąż rycząc…
LEKTOR 2
Biegiem! Laufschritt! Laufschritt! Laufschritt!
LEKTOR 1
Szczególnie uwziął się na ojca Maksymiliana, którego obciążył ładunkiem ponad siły i ojciec pod jego ciężarem upadł. Wtedy kapo doskoczył do niego wołając…
LEKTOR 2
Wstawaj, ty darmozjadzie, ty psie parszywy, ty polska świnio, ty durny klecho, ja ci pokażę jak się pracuje!
LEKTOR 1
I bił go biczem i pałką, i kopał w brzuch i w głowę. Gdy zaś ojciec zniósł to wszystko mężnie, patrząc łagodnie na oprawcę, ten wpadł w szał, przewrócił go i kazał innemu więźniowi wymierzyć ojcu pięćdziesiąt uderzeń kijem. Co ojciec przyjął nie wydawszy jęku, a gdy bicie się skończyło już się nie ruszał. Kapo narzucił na niego stertę gałęzi, myśląc, że nie żyje.
Wieczorem jednak, po zakończeniu pracy, miłosierni więźniowie, wzięli na ręce nieprzytomnego ojca i zanieśli do obozu, i oddali go na obozowy rewir, zwany też umieralnią, gdzie lekarze, również więźniowie, stwierdzili, poza ranami, ostre zapalenie płuc. Tam ojciec Maksymilian pocieszał cierpiących, a w nocy sekretnie spowiadał, tych, którzy przyczołgali się do jego pryczy, modlił się z nimi i sam modlił się nieustannie. W obozowym rewirze, a potem po przeniesieniu go z powrotem na blok, okazywał współwięźniom dobroć przy każdej okazji. Sam nieludzko głodny, dzielił się chlebem i zupą. Przekazywał słowa nadziei. Głosił nauki w ukrytych miejscach – dla kapłanów, dla wszystkich, którzy chcieli go słuchać. Mówił o miłosierdziu Bożym i o sprawiedliwości Bożej. O Matce Bożej Niepokalanej. Mówił, że choć nie wszyscy przeżyją, to wszyscy zwyciężą. Wielu było młodych w obozie – ich zwłaszcza otaczał opieką. Pokrzepiał na duchu. Kilka razy odprawił dla grupy współwięźniów Mszę świętą, przy pomocy przyniesionych tajemnie z zewnątrz obozu komunikantów i kilku kropel wina, i rozdał okruchy niebieskiego chleba. I stale, nieustannie, rozdawał miłość. Więzień Zygmunt Gorson, polski Żyd, takie wydał o nim świadectwo…
LEKTOR 2
„Jestem Żydem od pokoleń, z matki Żydówki, i wiary mojżeszowej, i dumny jestem z tego. Ojciec Kolbe wiedział, że jestem Żydem, ale jego serce nie czyniło rozróżnień między ludźmi i nie miało dla niego znaczenia czy ktoś był Żydem, katolikiem, czy wyznawcą innej religii. Kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego niż miłość. Dla mnie był jak anioł, jak ojciec, i jak matka. Raz, gdy szczególnie trapiła mnie samotność i płakałem, a miałem wtedy trzynaście lat, objął mnie ramieniem i osuszył rękawem pasiaka moje łzy. Kochałem go i obecnie go kocham, i będę go kochał aż do ostatniej chwili mego życia”.
LEKTOR 1
Dnia 29 lipca 1941 roku około godziny trzeciej po południu rozległ się ryk głównej syreny obozu Auschwitz. Dołączyły do niej inne syreny w obozie i podobozach, a było ich kilkanaście. Wszyscy więźniowie byli wtedy w swych miejscach pracy. Dozorcy zaczęli natychmiast gorączkowo przeliczać więźniów. Wszystkim nakazali powrót do obozu. Zarządzili apel. Znów przeliczali więźniów. Okazało się, że brak było więźnia w bloku ojca Maksymilina. Niemcy zapowiedzieli, że jeśli uciekinier nie zostanie złapany, to dziesięciu z jego bloku pójdzie na śmierć głodową. Nie wydali wieczornego chleba. Nazajutrz zostawili cały blok na placu apelowym i – bez jedzenia i bez picia – trzymali w palącym, lipcowym słońcu aż do wieczora. Wielu więźniów zemdlało, wielu zmarło z wycieńczenia. Tych esesmani rzucali na jedną kupę ciał z boku stojących szeregów. Ojciec Kolbe trwał nieporuszenie i modlił się. Wieczorem stanął przed więźniami Lagerführer Fritzsch i oświadczył…
LEKTOR 2
Zbiegły więzień nie został złapany. Dziesięciu zostanie wybranych na śmierć głodową w bunkrze.
LEKTOR 1
A była to śmierć straszna, w powolnych mękach. Lagerführer zaczął przechadzać się pomiędzy szeregami i co pewien czas wskazywał palcem na jakiegoś więźnia, którego numer natychmiast zapisywał Raportführer Gerhard Palitzsch, a dwaj inni esesmani, porywali skazańca i ustawiali go osobno pod ścianą. Gdy dziesiąty został wybrany, a był to młody mężczyzna, zaczął płakać i wołać…
LEKTOR 2
Więc mam osierocić żonę i dwoje dzieci!
LEKTOR 1
Wtedy z szeregu wyszedł ojciec Kolbe i ruszył w kierunku Lagerführera Fritzscha. Ten chwycił za kaburę pistoletu i zawołał…
LEKTOR 2
Steh! Was is los?
LEKTOR 1
Co się tłumaczy: Stój. Co to ma znaczyć? Lecz ojciec Maksymilian zmierzał dalej ku niemu. I stanął przed nim, i zdjął czapkę, jak to było przepisane w obozie. A Niemiec, najwyraźniej zdumiony i zaskoczony jego zachowaniem, nie wyciągnął pistoletu i nie zastrzelił więźnia na miejscu, co byłoby zwyczajnym zachowaniem owego esesmana, ale powiedział…
LEKTOR 2
Was wünscht dieses polnische Schwein?
LEKTOR 1
Co się tłumaczy: Czego chce ta polska świnia. Na to ojciec Kolbe odparł spokojnym głosem po niemiecku…
LEKTOR GŁÓWNY
Pragnę pójść na śmierć za jednego z tych więźniów.
LEKTOR 1
Zapytał go Lagerführer…
LEKTOR 2
Für welhen?
LEKTOR 1
Co się tłumaczy: Za którego? I znowu to była rzecz niesłychana, bowiem Lagerhührer, pan życia i śmierci, w swoim mniemaniu nadczłowiek, podjął w ten sposób dialog z więźniem, który dla niego nie był w ogóle człowiekiem, tylko numerem 16670. A ten odpowiedział Niemcowi jasno i przekonywująco na zadane pytanie, tłumacząc mu rzecz wedle jego mentalności.
LEKTOR GŁÓWNY
Chcę pójść do bunkra za tego młodego. Jestem stary i schorowany. Moje życie nie jest tak potrzebne jak jego. On jest młody, ma żonę, dzieci.
LEKTOR 1
Wtedy Lagerführer zapytał…
LEKTOR 2
Was bist du?
LEKTOR 1
Co się tłumaczy: Kim jesteś?
LEKTOR GŁÓWNY
Jestem polskim księdzem katolickim.
LEKTOR 1
Tak odpowiedział ojciec Maksymiliana Niemcowi po niemiecku, i takie dał świadectwo: Ich bin ein polnischer katholischer Priester. I wtedy stała się trzecia rzecz niesłychana, nieznana w kronikach obozów koncentracyjnych, i nigdy już nie powtórzona. Lagerführer, Hauptsturmführer SS, Karl Fritzsch, uległ woli więźnia. Nie zabił go, nie dołączył do wybranej grupy skazańców, jako jeszcze jednego, ale warknął…
LEKTOR 2
Heraus!
LEKTOR 1
Co się tłumaczy: Idź tam. I w ten sposób ojciec Maksymilian Kolbe wydał siebie samego na śmierć za nieznanego sobie człowieka. Poszedł zaraz ojciec do grupy więźniów skazanych. Podążył za nim Rapportführer Palitzch, który w swym notesie wykreślił numer więźnia ułaskawionego, a był to numer 5659, a człowiek oznaczony tym numerem nazywał się Franciszek Gajowniczek, był sierżantem Wojska Polskiego, który uciekł z niewoli niemieckiej po kampanii wrześniowej, został schwytany i wysłany do Auschwitz. I temu kazał mu wrócić do szeregu. A wpisał na listę numer 16 670, to jest ojca Maksymiliana Kolbego.
Zaraz też esesmani kazali zdjąć buty skazanym i poprowadzili ich do bunkra głodowego. A jeden z nich tak był słaby, że słaniał się na nogach, więc ojciec Maksymilian objął go ramieniem, podtrzymał, i tak szli razem. I zaprowadzili ich do bloku numer 11, oznaczony wówczas numerem 13. Kazali im rozebrać się do naga. Wpędzili ich wszystkich dziesięciu do piwnicy, do celi numer 18, bardzo niskiej i małej, o wymiarach dwa i pół metra na dwa i pół metra, z jednym zakratowanym, kwadratowym okienkiem pod sufitem, z podłogą z betonu. W rogu stało wiadro na odchody. Tam mieli umrzeć głodową męką. Esesmani zatrzasnęli żelazne drzwi.
Więzień Polak, Bruno Borgowiec, w Auschwitz numer 1192, był zatrudniony w administracji obozu, ale w tamtym czasie został też przydzielony do opróżniania wiadra i wynoszenia zmarłych z celi numer 18. Wchodził tam każdego dnia. Dał on zeznanie, że ile razy otworzył drzwi zastawał więźniów na modlitwie. I że cały czas dochodziły z celi śpiewy pieśni nabożnych, słychać było odmawianie litanii i różańca, które to prowadził jeden głos, ojca Maksymiliana, a inne głosy mu odpowiadały.
Z czasem głosy stawały się coraz słabsze. Każdego dnia Borgowiec, nadzorowany przez dwóch esesmanów, wyciągał z celi śmierci kolejne ofiary. Po dwóch tygodniach męki, dnia 14 sierpnia 1941 roku, ojciec Maksymilian pozostawał jeszcze żywy, i jeszcze trzech innych. Co widząc, esesmani wezwali pielęgniarza a zarazem kata, niemieckiego kryminalistę o nazwisku Bock, aby dobił ich zastrzykami trucizny. Widząc oprawcę ze strzykawką pochylającego się nad nim, ojciec Maksymilian sam wyciągnął do niego ramię lewej ręki. A widząc to więzień Borgowiec nie był w stanie powstrzymać szlochu i na chwilę się usunął.
A gdy więzień Borgowiec wrócił po krótkiej chwili, znalazł ojca Maksymiliana siedzącego na podłodze i, jak poprzednio, opartego plecami o ścianę. Jego czyste ciało jakby promieniowało. Jego głowa była pochylona nieco w bok, a oczy szeroko otwarte, utkwione w jeden punkt, jakby zastygłe w radosnym zachwycie. Całe oblicze jaśniało radością. Borgowiec wrócił do biura, w którym pracował i stwierdził, że godzina była dokładnie 12.50, a więc ojciec Maksymilian zmarł, w wigilię święta Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Pomyślał, że to ona sama pospieszyła przyjść po swego rycerza. Zaraz potem, Borgowiec, pod nadzorem esesmanów, wraz z innym więźniem, a był to Maksymilian Chlebik, numer obozowy 1251, przenieśli ciało ojca Kolbego do umywalni, a następnego dnia wyznaczeni więźniowie w drewnianych skrzyniach zanieśli je do pobliskiego krematorium. Spalenie ciała nastąpiło już w pełni święta Wniebowzięcia, 15 sierpnia Roku Pańskiego 1941. Popioły z krematorium rozsypywano po okolicznych polach i rozniósł je wiatr. Użyźniały polską glebę. Stało się tak, jak przepowiedział…
LEKTOR GŁÓWNY
Pragnę być starty na proch dla Niepokalanej i aby ten proch został rozniesiony przez wiatr po całym świecie.
LEKTOR 1
A święty Jan zapisał w Apokalipsie…
LEKTOR 2
Oto ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty w krwi baranka, i je wybielili.
LEKTOR GŁÓWNY
Koniec zapisu męki i śmierci świętego ojca Maksymiliana Marii Kolbego.

ORGANISTA Pieśń: „Szaleniec Niepokalanej”

Kapłan: Zakończyliśmy Transitus – nabożeństwo męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana. Nie kończy się jednak nasza modlitwa i dziękczynienie za ofiarę Ojca Kolbego. Za chwilę w modlitewnej procesji wyruszymy do byłego niemieckiego obozu Auschwitz, gdzie 70 lat temu dokonała się ofiara Ojca Maksymiliana. Po przybyciu na miejsce wszyscy weźmiemy udział w uroczystej Mszy świętej w rocznicę narodzin dla nieba Męczennika Miłości. Na trud pielgrzymowania przyjmijcie Boże błogosławieństwo.

Błogosławieństwo relikwiami św. Maksymiliana
Kapłan: Pan z Wami.
Wszyscy I z duchem Twoim.

Kapłan: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący; Ojciec i Syn, i Duch Święty.
Wszyscy Amen.
Kapłan: Idźcie w pokoju Chrystusa.
Wszyscy: Bogu niech będą dzięki.

ORGANISTA Pieśń: na zakończenie: „Niesiemy sztandar w świat daleki”.

Męka Świętego Maksymiliana Marii Kolbego, franciszkanina, według dokumentów, zeznań i świadectw. Jest fragmentem dramatu Kazimierza Brauna „Maximilianus

tagi:
podziel się:
Arkadiusz Bąk OFMConv